Historia o pięknie odkrywania podwodnych polskich krajobrazów w czasach wirusowej zarazy oraz o nieoczekiwanym odnalezieniu kultowych, wiekowych, włoskich płetw w północno-wschodnich rubieżach Polski.
Portal Nurkowa Polska postanowił zamieścić tekst kolegi Tomasza Stelmacha ze względu na to, że sam gorąco popiera odkrywanie podwodnej Polski. Jednocześnie postanowiliśmy dodać parę zdań od siebie, na temat kupionych na wyprzedaży, starych kultowych płetw „Cressi RONDINE”:
....”Tegoroczne wakacje, choć przebiegające pod znakiem COVIDu, możemy uznać za udane. Co prawda część zaplanowanych wyjazdów na dalekie wody trzeba było przesunąć na kolejny rok, jednak udało nam się zrobić kilka porządnych nurów. W poszukiwaniu upragnionej w naszym sporcie WIZURY, wysłannicy APNEASHOP pojawili się niespodziewanie w malowniczym regionie zwanym Polską Toskanią.
Suwalszczyzna, jak to Suwalszczyzna. Niezmienna od lat. Wciąż kusi swoim urokiem i prostotą. Komercyjnie nieco kulawa, bez plaż z drinkami z palemką i głośnych barów z DJami grającymi disco polo, skutecznie odstrasza szukających imprezowych wrażeń turystów. Nagradza swoją niespotykaną w innych częściach Polski naturą i kusi kulinariami. W skrócie: daje to, co APNEASHOP lubi najbardziej. Ciszę, spokój, sękacze i gigantyczne kartacze w knajpie w Smolnikach. Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.
No tak… Eksplorując zapomniane wsie i miasteczka, chłonąc krajobrazy i ładując żołądki lokalnymi frykasami, natknęli się na coś, co przypominało garażową wyprzedaż, która tylko z nazwy przypominała oglądaną w hollywoodzkich produkcjach yard sale. Ta miała zdecydowanie polski wymiar w stylu „Miała matka syna..”. Może to daleko posunięta interpretacja, ale i daleko posunięte w latach były budynki, w których zgromadzono badziewie chyba z całego świata, a nawet i galaktyki. Lokal nosił szczytną nazwę „Pod Bocianim Gniazdem” i znajdował się w miejscowości Żytkiejmy.
Po przekroczeniu bram przywitał nas głośny i rytmiczny beat z głośników i kilka psiaków o szczeciniastej, pozlepianej sierści. Na szczęście przyjaznych człowiekowi. Po terenie, oprócz, kilkorga zbłąkanych dusz takich, jak my, kręcił się brodaty chyba-gospodarz przybytku, wyglądający jak konkwistador. Na zewnątrz, wystawione, a bardziej wyłożone tematycznie produkty różnej maści i wielkości. Od części do maszyn rolniczych, przez ceramikę po całkiem dobrze wyglądający rower szosowy.
Wewnątrz, w poniemieckiej dwukondygnacyjnej przepastnej stodole, zgromadzono mydło-i-powidło, które wymagało schowania pod dachem. Meble, winyle, NRD-owskie medale i puchary, instrumenty muzyczne. Idealne miejsce, żeby się zakupowo zapomnieć;-) Co więcej, cena, ustalana na samym końcu, nie była decydującym czynnikiem zakupu. Banknot 50-złotowy był w stanie zaspokoić potrzeby nawet najbardziej wymagającego zakupowicza, o zakupowiczce nie wspominając …
„Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.”, że zacytuję wieszcza. Była i woda. To znaczy na oko z 1000 litrów deszczówki zgromadzonej w mauzerze. Ale ta chyba była przeznaczona do podlewania całkiem sporego warzywniaka, który mieścił się zaraz za stodołą. No i była na tyle nieprzezroczysta, że nie nadawała się na nurkowanie na zatrzymanym oddechu.
I tu dochodzimy do sedna tej historii. W tym momencie pojawia się w niej podwodny mini-wąteczek. Wyziera gdzieś spod sterty nikomu nie potrzebnego badziewia. I nazywa się Cressi RONDINE, rozmiar 44-45. W ostatniej chwili zobaczy go wysłannik APNEASHOP i rzutem na taśmę wyciągnie na światło dzienne. Za niewygórowaną cenę 15 złotych, na oko oceniając ponad 40-letnia para płetw, wzbogaci środki trwałe spółki cywilnej. Wymyte i wysuszone na słońcu trafią do sklepu, w którym będą cieszyły oko odwiedzających.
I tu pojawia się, po raz trzeci zresztą, pytanie o WIZURĘ. Była. Była i wizura. Na Hańczy, od strony Starej Hańczy, wysłannik APNEASHOP zrobił freedivingowy rekonesans. Jezioro, nie dość, że nominalnie najgłębsze z polskich jezior, okazało się najczystsze w okolicy z widoczność oscylującą wokół 5-6 metrów. Całkiem niezłą wizję miały również niewielkie jeziorka, takie jak Jaczno czy Kojle. Widoczności zabrakło jedynie w jeziorach, przez które przepływał wysłannik w czasie 6-godzinnego spływu rzeką Szeszupą. Może to i dobrze, bowiem wysiłek włożony w wiosłowanie i manewrowanie na tej poskręcanej jak rosówka na haczyku rzeczce, mógł niekorzystnie odbić się na czasach nurkowań.
Tak, czy inaczej, suwalski peregrynacje pod auspicjami APNEASHOP po raz kolejny pokazały, że w życiu nie chodzi tylko o nurkowanie. Cały pic polega na tym, żeby zdrowo odpocząć, dobrze się najeść i tanio kupić płetwy.” ....
Tomasz Stelmach
Opisane i sfotografowane, przez kolegę Tomka, stare płetwy „Cressi RONDINE” - to jedne z przełomowych konstrukcji w historii nurkowania swobodnego. Skonstruowanie tego modelu pozwoliło na dynamiczny rozwój nurkowania rekreacyjnego i wielu dyscyplin sportów podwodnych na początku lat 50-dziesiątych ubiegłego wieku. Natomiast producentowi, włoskiej firmie Cressi Sub z Genui, dała prestiż, reklamę i zyski przez dziesiątki lat ze sprzedaży płetw i licencji na ich produkcję do wielu krajów na świecie
W rok 1953, model płetw Rondine trafił oficjalnie do sprzedaży. Od tego czasu stały się ważną pozycją w katalogach firmy Cressi Sub. Same płetwy zostały opatentowane w urzędzie patentowym. Nazwa płetw "Rondine" pochodzi od włoskiego słowa - jaskółka. To była bardzo trafiona nazwa. Kontur ptaka jaskółki, został wytłoczony na nowym modelu i stał się symbolem szybkości i zręczność nowych płetw. Wraz ze znaczkiem firmy Cressi zdobił wszystkie oryginalne, włoskie produkty firmy braci Cressi . Płetwy wyprodukowane na licencji, w innych krajach, miały tylko emblemat jaskółek.
Płetwy do nurkowania, jakie znamy dzisiaj, zostały wynalezione przez Francuza - komandora Louisa de Corlieu, oficera francuskiej marynarki wojennej. Już w 1914 roku zaprezentował on grupie zaprzyjaźnionych oficerów marynarki, praktyczną demonstrację swojego pierwszego prototypu płetw. Corlieu opuścił marynarkę wojenną w 1924 roku, aby poświęcić się propagowaniu i sprzedaży swojego wynalazku. Następnie, w 1933 roku, De Corlieu złożył wniosek w francuskim urzędzie patentowy, Patent, oprócz płetw na stopach, obejmował również ręce, z specjalnymi pędnikami w kształcie paletek pingpongowych.
Wynalazek określił konstruktor pod nazwą „pędniki pływackie i ratownicze”. Dopiero w 1939 roku De Corlieu mógł wreszcie rozpocząć „masową” produkcję swoich płetw, które do tej pory wykonywał chałupniczo w swoim mieszkaniu w Paryżu. W tym samym roku 1939 Amerykanin Owen P. Churchill kupił od francuskiego konstruktora licencję na ich produkcję w Stanach Zjednoczonych i zaczął sprzedawać je pod nazwą „płetwy pływackie”.
Ogromna rzesz płetwonurków nie ma pojęcia, że większość z ekwipunku współczesnych "ludzi żab" została wynaleziona w okresie międzywojennym we Francji. Do najważniejszych z nich należały płetwy. Wynalazek komandora Louisa de Corlieu (na zdjęciu jeszcze w mundurze marynarki) pozwolił na sprawniejsze poruszania się w wodzie lub pod wodą, a zarazem zwiększył dodatkowo siłę napędową i prędkość. W tle pływacy z 1934 roku uzbrojeni w „pędniki pływackie i ratownicze” Louisa de Corlieu.
W trakcie II Wojny Światowej płetwy stały się tajnym wyposażeniem wojskowym. Używali ich płetwonurkowie i komandosi zaledwie kilku armii na świecie. W okresie powojennym w odpowiedzi na potrzeby rynku cywilnego, wraz z pierwszymi aparatami powietrznymi do nurkowania swobodnego, ruszyła masowa produkcja wielu rodzajów płetw, masek i fajek. Pierwsze modele płetw były wzorowane na pierwowzorach komandora Louisa de Corlieu. Były one dalekie od doskonałości. Posiadały małą sprawność w przenoszeniu pracy nóg oraz były bardzo niewygodne dla stóp.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku powstawały modele płetw bardzo różniące się od tych, które znamy dzisiaj. Często były wykonane w sposób rzemieślniczy. Chociaż płetwy te zapewniały dość dobrą zdolność poruszania się, z punktu widzenia pływania, nadal jednak były nieefektywne. Dziś możemy je określić jako zbyt krótkie, niewygodne, męczące stopy w trakcie pływania, a często wręcz bolesne dla podbicia pływaka.
W Polsce, dopiero w 1957 roku, Spółdzielnia Pracy "Społeczność" pojęła produkcję płetwy na rynek krajowy (górny model). W tym samym okresie czasu również Grudziądzkie Zakłady Przemysłu Gumowego rozpoczęły wytwarzanie płetw. Nazywały się one "Raja". Bezsprzecznie nie były to modele wzorowane na włoskich "jaskółkach".
W 1952 roku doszło do przełomu w konstrukcji płetw. Firma Cressi zaprezentowała rewolucyjny model RONDINE, której konstruktorem był Luigi Ferraro. Po paru latach dokładnych badań modelowych i po przetestowaniu wielu prototypów, stworzono płetwę korzystającą z rewolucji technologicznej. Do głównych innowacji zastosowanych w płetwach Rondine, należało odchylnie „pióra płetwy” pod kątem w stosunku do stopy nurka oraz znaczne wzmocnienia bocznych krawędzi piór. Poprawiło to istotnie sprawność płetwy w przekazywaniu energii pracy nóg pływaka.
Drugą rewolucyjną cechą było skontrowanie ergonomicznego kalosza z miękkiej gumy obejmującego całą stopę, z wycięciem na palce. Były to pierwsze na świecie płetwy kaloszowe. Należy podkreślić, że wszystkie dzisiejsze płetwy kaloszowe wywodzą się z zasad ergonomii zaprojektowanych dla modelu Rondine, pierwszej nowoczesnej płetwy, która stała się wzorem dla wielu konstruktorów na całym świecie do dnia dzisiejszego.
Płetwy Rondine były pierwszym udanym wynalazkiem Luigiego Ferraro w dziedzinie sprzętu do nurkowania, które zapewniły mu międzynarodową sławę. Ferraro był oficerem Królewskiej Włoskiej Marynarki Wojennej oraz instruktorem inurkiem bojowym. we włoskiej w jednostce podwodnych komandosów Decima Flottiglia MAS. Po wojnie zaprojektował szereg innowacyjnych konstrukcji w sprzęcie do nurkowania dla Cressi Sub, a w 1962 roku wraz z Carlosem Reinbergiem założył własną firmę Technisub, producenta szerokiej gamy podwodnego sprzętu dla płetwonurków. Jacques-Yves Cousteau był tak zachwycony jego płetwami, że nazwał Luigiego Ferraro „najlepszym projektantantem płetw na świecie ”.
Oryginalne płetwy Rondine wyprodukowane przez firmę Cressi Sub to obecnie cenny przedmiot kolekcjonerski. Rarytas dla entuzjastów i koneserów historii nurkowania. Wyprodukowane w Genui, mające napis „Made in Italy” - są obecnie warte o wiele więcej niż 15 złotych polskich. Niebieskie, włoskie „jaskółki” , bohaterki artykułu, są obecnie do obejrzenia u kolegi Tomasza Stelmacha w warszawskiej siedzibie APNEASHOP.
Kolega Tomasz Stelmach to zapalony łowca podwodny, kontynuujący tradycje rodzinne sięgające lat 60. Nieustannie poszukujący nowych łowisk i chętny do wypraw spearfishingowych w najdalsze zakątki Ziemi. Przesympatyczny gaduła. Potrafi zarazić swoją pasją nawet najbardziej zagorzałych przeciwników podwodnych łowów, które, jak twierdzi: ”zgodne z prawem, ekologią i poszanowaniem natury, mogą być wspaniałym, a jednocześnie niezwykle wymagającym hobby”. Zawsze używa tylko płetw kaloszowych.
Autor: Tomasz Stelmach & Paweł Laskowski
Fotografie: Paweł Laskowski, Mariusz Pulkowski, Tomasz Stelmach, Wikipedia.
....”Tegoroczne wakacje, choć przebiegające pod znakiem COVIDu, możemy uznać za udane. Co prawda część zaplanowanych wyjazdów na dalekie wody trzeba było przesunąć na kolejny rok, jednak udało nam się zrobić kilka porządnych nurów. W poszukiwaniu upragnionej w naszym sporcie WIZURY, wysłannicy APNEASHOP pojawili się niespodziewanie w malowniczym regionie zwanym Polską Toskanią.
Suwalszczyzna, jak to Suwalszczyzna. Niezmienna od lat. Wciąż kusi swoim urokiem i prostotą. Komercyjnie nieco kulawa, bez plaż z drinkami z palemką i głośnych barów z DJami grającymi disco polo, skutecznie odstrasza szukających imprezowych wrażeń turystów. Nagradza swoją niespotykaną w innych częściach Polski naturą i kusi kulinariami. W skrócie: daje to, co APNEASHOP lubi najbardziej. Ciszę, spokój, sękacze i gigantyczne kartacze w knajpie w Smolnikach. Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.
No tak… Eksplorując zapomniane wsie i miasteczka, chłonąc krajobrazy i ładując żołądki lokalnymi frykasami, natknęli się na coś, co przypominało garażową wyprzedaż, która tylko z nazwy przypominała oglądaną w hollywoodzkich produkcjach yard sale. Ta miała zdecydowanie polski wymiar w stylu „Miała matka syna..”. Może to daleko posunięta interpretacja, ale i daleko posunięte w latach były budynki, w których zgromadzono badziewie chyba z całego świata, a nawet i galaktyki. Lokal nosił szczytną nazwę „Pod Bocianim Gniazdem” i znajdował się w miejscowości Żytkiejmy.
Po przekroczeniu bram przywitał nas głośny i rytmiczny beat z głośników i kilka psiaków o szczeciniastej, pozlepianej sierści. Na szczęście przyjaznych człowiekowi. Po terenie, oprócz, kilkorga zbłąkanych dusz takich, jak my, kręcił się brodaty chyba-gospodarz przybytku, wyglądający jak konkwistador. Na zewnątrz, wystawione, a bardziej wyłożone tematycznie produkty różnej maści i wielkości. Od części do maszyn rolniczych, przez ceramikę po całkiem dobrze wyglądający rower szosowy.
Wewnątrz, w poniemieckiej dwukondygnacyjnej przepastnej stodole, zgromadzono mydło-i-powidło, które wymagało schowania pod dachem. Meble, winyle, NRD-owskie medale i puchary, instrumenty muzyczne. Idealne miejsce, żeby się zakupowo zapomnieć;-) Co więcej, cena, ustalana na samym końcu, nie była decydującym czynnikiem zakupu. Banknot 50-złotowy był w stanie zaspokoić potrzeby nawet najbardziej wymagającego zakupowicza, o zakupowiczce nie wspominając …
„Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.”, że zacytuję wieszcza. Była i woda. To znaczy na oko z 1000 litrów deszczówki zgromadzonej w mauzerze. Ale ta chyba była przeznaczona do podlewania całkiem sporego warzywniaka, który mieścił się zaraz za stodołą. No i była na tyle nieprzezroczysta, że nie nadawała się na nurkowanie na zatrzymanym oddechu.
I tu dochodzimy do sedna tej historii. W tym momencie pojawia się w niej podwodny mini-wąteczek. Wyziera gdzieś spod sterty nikomu nie potrzebnego badziewia. I nazywa się Cressi RONDINE, rozmiar 44-45. W ostatniej chwili zobaczy go wysłannik APNEASHOP i rzutem na taśmę wyciągnie na światło dzienne. Za niewygórowaną cenę 15 złotych, na oko oceniając ponad 40-letnia para płetw, wzbogaci środki trwałe spółki cywilnej. Wymyte i wysuszone na słońcu trafią do sklepu, w którym będą cieszyły oko odwiedzających.
I tu pojawia się, po raz trzeci zresztą, pytanie o WIZURĘ. Była. Była i wizura. Na Hańczy, od strony Starej Hańczy, wysłannik APNEASHOP zrobił freedivingowy rekonesans. Jezioro, nie dość, że nominalnie najgłębsze z polskich jezior, okazało się najczystsze w okolicy z widoczność oscylującą wokół 5-6 metrów. Całkiem niezłą wizję miały również niewielkie jeziorka, takie jak Jaczno czy Kojle. Widoczności zabrakło jedynie w jeziorach, przez które przepływał wysłannik w czasie 6-godzinnego spływu rzeką Szeszupą. Może to i dobrze, bowiem wysiłek włożony w wiosłowanie i manewrowanie na tej poskręcanej jak rosówka na haczyku rzeczce, mógł niekorzystnie odbić się na czasach nurkowań.
Tak, czy inaczej, suwalski peregrynacje pod auspicjami APNEASHOP po raz kolejny pokazały, że w życiu nie chodzi tylko o nurkowanie. Cały pic polega na tym, żeby zdrowo odpocząć, dobrze się najeść i tanio kupić płetwy.” ....
Tomasz Stelmach
Opisane i sfotografowane, przez kolegę Tomka, stare płetwy „Cressi RONDINE” - to jedne z przełomowych konstrukcji w historii nurkowania swobodnego. Skonstruowanie tego modelu pozwoliło na dynamiczny rozwój nurkowania rekreacyjnego i wielu dyscyplin sportów podwodnych na początku lat 50-dziesiątych ubiegłego wieku. Natomiast producentowi, włoskiej firmie Cressi Sub z Genui, dała prestiż, reklamę i zyski przez dziesiątki lat ze sprzedaży płetw i licencji na ich produkcję do wielu krajów na świecie
W rok 1953, model płetw Rondine trafił oficjalnie do sprzedaży. Od tego czasu stały się ważną pozycją w katalogach firmy Cressi Sub. Same płetwy zostały opatentowane w urzędzie patentowym. Nazwa płetw "Rondine" pochodzi od włoskiego słowa - jaskółka. To była bardzo trafiona nazwa. Kontur ptaka jaskółki, został wytłoczony na nowym modelu i stał się symbolem szybkości i zręczność nowych płetw. Wraz ze znaczkiem firmy Cressi zdobił wszystkie oryginalne, włoskie produkty firmy braci Cressi . Płetwy wyprodukowane na licencji, w innych krajach, miały tylko emblemat jaskółek.
Płetwy do nurkowania, jakie znamy dzisiaj, zostały wynalezione przez Francuza - komandora Louisa de Corlieu, oficera francuskiej marynarki wojennej. Już w 1914 roku zaprezentował on grupie zaprzyjaźnionych oficerów marynarki, praktyczną demonstrację swojego pierwszego prototypu płetw. Corlieu opuścił marynarkę wojenną w 1924 roku, aby poświęcić się propagowaniu i sprzedaży swojego wynalazku. Następnie, w 1933 roku, De Corlieu złożył wniosek w francuskim urzędzie patentowy, Patent, oprócz płetw na stopach, obejmował również ręce, z specjalnymi pędnikami w kształcie paletek pingpongowych.
Wynalazek określił konstruktor pod nazwą „pędniki pływackie i ratownicze”. Dopiero w 1939 roku De Corlieu mógł wreszcie rozpocząć „masową” produkcję swoich płetw, które do tej pory wykonywał chałupniczo w swoim mieszkaniu w Paryżu. W tym samym roku 1939 Amerykanin Owen P. Churchill kupił od francuskiego konstruktora licencję na ich produkcję w Stanach Zjednoczonych i zaczął sprzedawać je pod nazwą „płetwy pływackie”.
Ogromna rzesz płetwonurków nie ma pojęcia, że większość z ekwipunku współczesnych "ludzi żab" została wynaleziona w okresie międzywojennym we Francji. Do najważniejszych z nich należały płetwy. Wynalazek komandora Louisa de Corlieu (na zdjęciu jeszcze w mundurze marynarki) pozwolił na sprawniejsze poruszania się w wodzie lub pod wodą, a zarazem zwiększył dodatkowo siłę napędową i prędkość. W tle pływacy z 1934 roku uzbrojeni w „pędniki pływackie i ratownicze” Louisa de Corlieu.
W trakcie II Wojny Światowej płetwy stały się tajnym wyposażeniem wojskowym. Używali ich płetwonurkowie i komandosi zaledwie kilku armii na świecie. W okresie powojennym w odpowiedzi na potrzeby rynku cywilnego, wraz z pierwszymi aparatami powietrznymi do nurkowania swobodnego, ruszyła masowa produkcja wielu rodzajów płetw, masek i fajek. Pierwsze modele płetw były wzorowane na pierwowzorach komandora Louisa de Corlieu. Były one dalekie od doskonałości. Posiadały małą sprawność w przenoszeniu pracy nóg oraz były bardzo niewygodne dla stóp.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku powstawały modele płetw bardzo różniące się od tych, które znamy dzisiaj. Często były wykonane w sposób rzemieślniczy. Chociaż płetwy te zapewniały dość dobrą zdolność poruszania się, z punktu widzenia pływania, nadal jednak były nieefektywne. Dziś możemy je określić jako zbyt krótkie, niewygodne, męczące stopy w trakcie pływania, a często wręcz bolesne dla podbicia pływaka.
W Polsce, dopiero w 1957 roku, Spółdzielnia Pracy "Społeczność" pojęła produkcję płetwy na rynek krajowy (górny model). W tym samym okresie czasu również Grudziądzkie Zakłady Przemysłu Gumowego rozpoczęły wytwarzanie płetw. Nazywały się one "Raja". Bezsprzecznie nie były to modele wzorowane na włoskich "jaskółkach".
W 1952 roku doszło do przełomu w konstrukcji płetw. Firma Cressi zaprezentowała rewolucyjny model RONDINE, której konstruktorem był Luigi Ferraro. Po paru latach dokładnych badań modelowych i po przetestowaniu wielu prototypów, stworzono płetwę korzystającą z rewolucji technologicznej. Do głównych innowacji zastosowanych w płetwach Rondine, należało odchylnie „pióra płetwy” pod kątem w stosunku do stopy nurka oraz znaczne wzmocnienia bocznych krawędzi piór. Poprawiło to istotnie sprawność płetwy w przekazywaniu energii pracy nóg pływaka.
Drugą rewolucyjną cechą było skontrowanie ergonomicznego kalosza z miękkiej gumy obejmującego całą stopę, z wycięciem na palce. Były to pierwsze na świecie płetwy kaloszowe. Należy podkreślić, że wszystkie dzisiejsze płetwy kaloszowe wywodzą się z zasad ergonomii zaprojektowanych dla modelu Rondine, pierwszej nowoczesnej płetwy, która stała się wzorem dla wielu konstruktorów na całym świecie do dnia dzisiejszego.
Płetwy Rondine były pierwszym udanym wynalazkiem Luigiego Ferraro w dziedzinie sprzętu do nurkowania, które zapewniły mu międzynarodową sławę. Ferraro był oficerem Królewskiej Włoskiej Marynarki Wojennej oraz instruktorem inurkiem bojowym. we włoskiej w jednostce podwodnych komandosów Decima Flottiglia MAS. Po wojnie zaprojektował szereg innowacyjnych konstrukcji w sprzęcie do nurkowania dla Cressi Sub, a w 1962 roku wraz z Carlosem Reinbergiem założył własną firmę Technisub, producenta szerokiej gamy podwodnego sprzętu dla płetwonurków. Jacques-Yves Cousteau był tak zachwycony jego płetwami, że nazwał Luigiego Ferraro „najlepszym projektantantem płetw na świecie ”.
Oryginalne płetwy Rondine wyprodukowane przez firmę Cressi Sub to obecnie cenny przedmiot kolekcjonerski. Rarytas dla entuzjastów i koneserów historii nurkowania. Wyprodukowane w Genui, mające napis „Made in Italy” - są obecnie warte o wiele więcej niż 15 złotych polskich. Niebieskie, włoskie „jaskółki” , bohaterki artykułu, są obecnie do obejrzenia u kolegi Tomasza Stelmacha w warszawskiej siedzibie APNEASHOP.
Kolega Tomasz Stelmach to zapalony łowca podwodny, kontynuujący tradycje rodzinne sięgające lat 60. Nieustannie poszukujący nowych łowisk i chętny do wypraw spearfishingowych w najdalsze zakątki Ziemi. Przesympatyczny gaduła. Potrafi zarazić swoją pasją nawet najbardziej zagorzałych przeciwników podwodnych łowów, które, jak twierdzi: ”zgodne z prawem, ekologią i poszanowaniem natury, mogą być wspaniałym, a jednocześnie niezwykle wymagającym hobby”. Zawsze używa tylko płetw kaloszowych.
Autor: Tomasz Stelmach & Paweł Laskowski
Fotografie: Paweł Laskowski, Mariusz Pulkowski, Tomasz Stelmach, Wikipedia.