Wrak "Wilhelm Gustloff" to miejsce największej katastrofy morskiej, która miała miejsce w historii ludzkości. W 1994 roku Polska uznała wrak za mogiłę wojenną, w związku z czym nurkowanie w promieniu 500 m od niego jest obecnie zakazane. Wielu z nas, jednak, udało się zobaczyć pokiereszowany wrak niemieckiego transportowca wojennego i poczuć grozę tego miejsca....
Portal Nurkowa Polska pojawił się w sieci wiosną w 2004 roku. Powstało wówczas kilkadziesiąt autorskich artykułów dotyczących technik nurkowania, szkoleń, sprzętu nurkowego, miejsc nurkowych i wraków. Na początku bardzo wiele pisaliśmy o losach niemieckiego wycieczkowca, statku szpitalnego i transportowca wojskowego – "Wilhelm Gustloff".
Statku, symbolu największej katastrofy morskiej w historii ludzkości, którego wrak spoczywa zaledwie w odległości 20 mil morskich na północ od latarni morskiej Stilo koło Łeby. Gdy transportowiec wypływał z Gdyni w swój ostatni rejs, 30 stycznia 1945 roku, na pokładzie uciekało najprawdopodobniej 10 582 osoby, żołnierze, cywile i ranni. Woda pochłonęła przypuszczalnie 9 343 ludzkie życia, w tym około 5 tysięcy dzieci. Od 2004 roku, kiedy ruszyła Nurkowa Polska, pojawiło się w Internecie tysiące nowych artykułów i zdjęć na temat historii "Wilhelma Gustloffa".
Najmniej rzeczy się ukazało o samym wraku, spoczywającym na piaszczystym dnie w pobliżu Ławicy Słupskiej. Postanowiliśmy przypomnieć i lekko „odkurzyć” archiwalne artykuły o wraku statku i historii jego podwodnych eksploracji. Zapraszamy do lektury i komentarzy.
Fabularyzowany obraz ostaniach godzin i minut byłego wycieczkowca KDF - "Wilhelm Gustloff" w nocy 30 stycznia 1945 roku. Do tragedii statku i jego pasażerów doszło na wysokości Łeby. O godz. 21.16 w okolicę dziobową Gustloffa trafiła pierwsza torpeda, wystrzelona z sowieckiej łodzi podwodnej S-13, dowodzonej przez kapitana Marinesko. Chwilę później druga wbiła się w śródokręcie, a trzecia w maszynownię. Statek tonął 63 minuty.
Miejsce spoczynku W.G. było stosunkowo łatwe do lokalizacji. Okoliczności tragedii nie był tajemnicą, która rozmyła się w natłoku wydarzeń burzliwego 1945 roku. Ogromny rozgłos spowodowała wielka liczba ofiar, a potem setki ciał wyrzucanych na plaże bałtyckie od Ustki do Pilawy, oraz duża akcja ratunkowa, prowadzona z udziałem kilkunastu okrętów i statków, w stosunkowo niedalekiej odległości od Łeby i Ustki. Pierwsza z wielkich strat niemieckiej floty ewakuacyjnej została odnotowana przez gazety w III Rzeszy, Szwecji, ZSSR i angielskie radio BBC.
Pomocą w szybkiej lokalizacji wraku były duże rozmiary leżącego na stosunkowo niewielkiej głębokości w granicach 50 metrów. Storpedowany statek spoczął na dnie w odległości około 1 mili morskiej od podawanego miejsca ataku przez tonącą jednostkę. Przez ponad godzinę, dawny wycieczkowiec, utrzymywał się na powierzchni wzburzonego Bałtyku. Gnany był przez zachodni wiatr o sile 6-7 stopni skali Beauforta. Silnie przechylony na lewą burtę, zawłaszcza w końcowej fazie, powodowało zsuwanie się z pokładu do morza wielu ludzi i elementów wyposażenia. Olbrzym tonął pogrążając się dziobem w odmętach Bałtyku z dużym przechyłem na lewą burtę zadzierając na koniec do góry rufę.
Wycieczkowiec był pierwszą w historii żeglugi na świecie tego typu jednostką, miał pojemność 25484 BRT. Był długi na 208 m, szeroki na 24 m i wysoki 56 m (mierząc od stępki do topu masztu), zanurzenie wynosiło 6,5 m. Wyposażony został w 221 kabin dwuosobowych i 239 czteroosobowych. Mógł płynąć z prędkością ponad 15 węzłów. Statek pasażerski "Wilhelm Gustloff" zbudowano w Hamburgu w 1937 roku. Był flagową jednostką organizacji nazistowskiej Kraft durch Freude (KdF). Wodowanie statku odbyło się z wielką pompą na początku maja 1937 roku. W uroczystości uczestniczył sam Adolf Hitler, miał też na statku swój prywatny apartament z którego nigdy nie skorzystał. Większym wrakiem, spoczywającym w polskiej części Bałtyku, od "Wilhelma Gustloffa", jest tylko niemiecki lotniskowiec "Graf Zeppelin".
Eksplozja trzech torped zawierających w sumie niemal 1 tonę materiału wybuchowego dokonana spustoszenia na dolnych pokładach. Nawet nowoczesna wielka i nie wysłużona jednostka, a także liczne wodoszczelne grodzie, nie dawały przy takich uszkodzeniach cienia szansy na utrzymanie się transportowca na wodzie. Cywilna jednostka nie posiadała żadnej biernej ochrony przed bronią torpedową. Trzy wielkie detonacje zniszczyły konstrukcję statku. Uderzenie o piaszczyste dno dokonało ostatecznej ruiny śródokręcia. Pierwszy z dnem zderzył się dziób wycieczkowa.
Kładąc się na lewą burtę oddzielił się od śródokręcia za II grodzią wodoszczelną, w miejscu uderzenia pierwszej radzieckiej torpedy. Pozostała część, aż do rufy przechyla się też na lewą burtę. Ogromna siła ciśnienia wody sprasowała poprzeczne grodzie i ścianki działowe niczym pustą puszkę po piwie. W "całości" pozostaje rufa, stojąc na dnie na stępce z 30 stopniowym przechyłem na lewą burtę. Blisko 70-metrowy odcinek rufy oraz z krótki fragmentem dziobu, jest jedyną zachowaną częścią "Wilhelma Gustloffa" z nie naruszą strukturą konstrukcji.
Obecnie najwyżej zanurzoną częścią okrętu jest rufowy pokład słoneczny zaczynający się na 31 metrach pod powierzchnia wody i dziobowy fragment sterczący z dna do głębokości około 28 metrów. Do1973 roku był nią tylny maszt, sięgający do głębokości 21 metrów, a który został wysadzony dynamitem.
Głębokość na jakiej zatonął transportowiec oraz zrujnowany kadłub pozwolił wrakowi dotrwać do naszych czasów. Leżąc zbyt głęboko, aby stanowił przeszkodę nawigacyjną i aby łatwo, i bez ogromnych nakładów finansowych, dał się wydobyć. Jako jednostka pływająca, ze względu na tragiczny stan techniczny, nie przedstawiał żadnej wartości. Pozyskanie szczątków jako złomu przewyższało ogromnie wartość ewentualnie pozyskanego surowca.
Takiej kalkulacji nie była w stanie przełknąć nawet socjalistyczna ekonomia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jednak nie dane mu było spoczywać w spokoju. "Wilhelm Gustloff" nie podzielił losu wraków „Goi” i „Steubena”, których miejsca spoczywania w chłodnym i mrocznym Bałtyku, było zagadką na długie dziesięciolecia po II Wojnie Światowej. Wrak pod wodą, przez długie lata, był nadal wysadzany, cięty i rozrywany. Większość z odwiedzających go nurków klasycznych i płetwonurków przyświecał cel grabieży wraku lub majątku jego ostatnich pasażerów. Ogromna mniejszość, nurkująca na miejsce zatonięcia wycieczkowca KDF, zjawiła się tam, aby tylko podziwiać mroczny wielki wrak - największego podwodnego grobowca świata lub przekazać jego obraz innym ludziom nie potrafiącym schodzić pod wodę.
Zgrabna rufa wycieczkowa nadawana kiedyś wrażenie lekkości sylwetce. Pod nią kryły się dwie ponad 5 metrowej średnicy, czteropłatowe śruby napędowe. Obecnie została tylko jedna. Mocno przechylona rufa ukrywa zagrzebaną lewą śrubą napędową w piaszczystym dnie. Przybliżony rozkład głębokości na wraku, naniesiona na szkicu wraku z 1973 roku stworzonego ręką Michała Rybickiego, płetwonurka z gdańskiego klubu "Rekin".
Pierwsi, w parę lat po zatonięciu, dotarli do niego Rosjanie. Choć niektóre źródła, wskazują na polskich nurków klasycznych, jako znalazców wraku. W latach 1948-1951 przez trzy sezony przebywali pod wodą radzieccy nurkowie wojskowi z firmy wydobywczej EPROM. Cel i zakres prowadzonych wtedy prac nadal pozostaje tajemnicą strony Rosyjskiej. Na podstawie śladów na wraku i krążących pogłosek, można obecnie snuć tylko przypuszczenie, co się wtedy działo. Rosjanie, do 1953 roku, faktycznie byli panami polskich wód terytorialnych. Polski Urząd Morski o niczym nie był informowany, a Polskie Ratownictwo Okrętowe dostało od radzieckich władz ściśle wydzieloną listę tylko 30 obiektów do wydobycia (najczęściej jednostki mało wartościowe, stare, nie nadające się do remontu lub bardzo ciężkie do wydobycia). Działania nurków z firmy wydobywczej EPROM były objęte dla Polaków tajemnicą wojskowa. Skutki tych działań podwodnych na wraku są widoczne do dziś. Rosjanie przy penetracji wnętrza statku używali wielu sposobów. Powszechni stosowano metodę saperską przy demontażu burt i ścian wraku. Dynamit był mało precyzyjnym sposobem do torowania sobie drogi do wnętrza kadłuba. Nurkowie klasyczni EPROM-u w rejonie przedniej ładowni wybili dwie dziury o wymiarach cztery na pięć metrów.
Przy okazji dokonano wielu dalszych uszkodzeń konstrukcji. Liczne pozostałości cięć podwodnych świadczą o wielkiej determinacji Rosjan. Ślady przyspawanych wielkich knag i resztki olbrzymich łańcuchów na wraku nasuwają przypuszczenia o próbach zrywania poszycia. Legenda polskich nurków klasycznych Polskiego Ratownictwa Okrętowego(PRO) , Bronisław Sadowy, dodaje do tych działań między innymi - rozprutą kasę pancerna przez radzieckich nurków. Zastanawiające jest, że w okresie gdy trwały wytężone prace wydobywcze, gdzie wiele wraków blokowało jeszcze porty i redy wybrzeża.
Rosjanie zaangażowali tak dużo sił i środków do paroletniej akcji przy leżącym na dużej głębokości wraku "Wilhelma Gustloffa", który nie stanowił żadnego zagrożenia dla ówczesnej żeglugi. Nie wiadomo czego konkretnie szukali i na co liczyli Rosjanie. Na pewno na okręcie były przewożone dokumenty wojskowe, te najbardziej tajne, ewakuowane w pierwszej kolejności w styczniu 1945 roku. Dużo interesujących Rosjan materiałów dotyczący nowoczesnej broni podwodnej, którą przewoził zapewne II UDL (II U-boot Leer Devision) na pokładzie transportowca. Wiele tych z tajemnic zawierał z pewnością M/s "Wilhelm Gustloff". Fakt załadunku i transportu przez wojsko tajemniczych drewnianych skrzyń na pokład transportowca wojskowego był powszechnie znany.
Odbywała się to pod silną eskortą wojskową z zachowaniem dużych środków bezpieczeństwa. Wydano na czas załadunku , pod surową karą, nakaz do zasłonięcia i nie podchodzenia do bulajów przez ewakuowanych cywilów. Z pokładów usunięto wszystkie postronne osoby. Niektórzy wskazują ten fakt, jako dowód, jednej z wielu, hipotez zaginięcia Bursztynowej Komnaty. Są to wszystko tylko domysły i raczej bezpodstawne przypuszczenia. Wiele przekazów wskazuje na to, że nurkowie wojskowi EPROM-u nie gardzili też bagażami i mieniem osobistym ofiar. Ten fakt sugerowali nurkowie Polskiego Ratownictwa Okrętowego, którzy dotarli do wraku dopiero w 10 lat po zatonięciu, a parę lat po radzieckich nurkach z EPROM-u.
W sierpniu 1955 roku, odbyła się druga, udokumentowana polska akcja nurkowa na wraku "Wilhelma Gustloffa". Dokonali tego nurkowie klasyczni Polskiego Ratownictwa Okrętowego ze holownika s/s „Światowid”, dysponującego sprzętem do nurkowań głębokowodnych. Cala akcja była tajna. We wszelkich dokumentach i mapach wrak W.G. figurował pod kryptonimem "Łeba 1". Sprawozdanie z rozpoznania stanu wraku było ścisłe tajnym dokumentem przechowywanym w tajemnicy w Polskim Ratownictwie Okrętowym w Gdyni, przez wiele lat.
Próba otworzenia tajnego szkicu uszkodzeń wraku "Łeba 1" z 18 sierpnia 1955 roku. Powstał na podstawie 10 lub 12 zejść pod wodę nurków klasycznych z PRO. Na uwagę zasługuje zidentyfikowana nazwa statku na rufie. Układ iluminatorów na rufie nie odpowiada rzeczywistości. Zagadkowa była obecność na rufie, umieszczonego na platformie działa przeciwlotniczego. Nikt później z nurkujących, nie natknął się na te działo i brak jest śladów po jego lokalizacji na pokładach rufowych wraku. Mało tez jest prawdopodobne, że był fantazją doświadczonych nurków PRO lub skutkiem narkozy azotowej. Autor angielski, Gordon Williamson w książce "Kriegsmarine Coastal Forces" z 2009 roku, podaje uzbrojenie transportowca wojennego "Wilhelm Gustloff" w 1945 roku w działa przeciwlotnicze: 3 × 105 mm i 8 × 20 mm.
Nurkowie zidentyfikowali wrak. Zrobiono rysunki, pomiary i okazało się, że nie ma możliwości podniesienia wraku ze względu na rozległe uszkodzenia. Polacy, zobaczyli zrujnowane śródokręcie, wyglądające w dużej mierze też za sprawą prac Rosjan - jak wielkie pobojowisko. Odnotowano w stosunku do ilości ofiar prawie kompletny brak śladów ciał i niewiele pozostałości dobytku osobistego pasażerów, co na tak „świeżym” wraku było sprawą nie wytłumaczalną. Po latach w Trójmieście krążyły opowieści ludzi, którzy się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych zetknęli się z rosyjskimi i polskimi nurkami, którzy penetrowali Gustloffa, zaraz po tragedii.
Schodzili do wraku podobno samowolnie, kiedy piasek jeszcze nie przykrył trupów. Uciekinierzy ze statku mieli cenne przedmioty, precjoza, które wieźli ze sobą, najczęściej schowane w woreczkach zawieszonych na szyi. Wielu z pasażerów Gustloffa, to byli bardzo bogaci ludzie. Te opowieści wydają się mało wiarygodne. Nurek klasyczny na pewno nie mógł samowolnie i samodzielnie nurkować, bez statku nurkowego i wiedzy załogi, w ciężkim ekwipunku nurkowym. A tym bardziej nurkować, na takim wraku, bez zgody władz i Marynarki Wojennej. Jednak w każdej legendzie zawsze jest małe ziarnko prawdy...
Chyba jedn z dwóch bulai z wraku "Wilhelma Gustloffa, które znajduje się w zbiorach muzealnych. Wydobyty nielegalnie przez płetwonurków amatorów w 1988 roku, a następie skonfiskowany przez policję i władze Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF). Obecnie jest wyeksponowany w muzeum "Marine-Ehrenmal Laboe" w nadbałtyckim, niemiecki, mieście Laboe. Wiele "fantów" z Gustloffa rozpłynęło się w prywatnych zbiorach. Jedyne oficjalnie wydobyte eksponaty, poza dzwonem-gongiem sygnalizacyjnym, znajdują się obecnie, zgodnie z prawem, w siedzibie Gdańskiego Klubu Płetwonurków "Rekin".
O tym, że dokonano w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, o wiele więcej, niż to się dziś nam wydaje, zorganizowanych akcji nurkowych na wrak. Świadczy rozmowa autora z kolegą - Stanisławem Chomentowski, byłym wiceprzewodniczącym ds. szkoleniowych KDP/CMAS, płetwonurkiem z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jako płetwonurek Polskiej Marynarki Wojennej, parokrotnie nurkował na wraku Wilhelm Gustloffa w ramach działań wojskowy PMW. Potwierdzał fakt „wyczyszczenia" wraku z dobytku uciekinierów i zakresu podwodnych prac Rosjan w latach 1948-1951 z przedsiębiorstwa EPROM.
W rozmowie poruszył ciekawy wątek, zaobserwowany na wraku, przez Stanisława Chomentowskiego i innych jego kolegów - nurków z PMW. Jako zawodowcy posiadali oni dużą widzę, praktyczną i teoretyczną, dotyczącą prac podwodnych, pozwalającą na podstawie śladów po cięciach podwodnych, na zidentyfikowanie różnych technik pracy tą metodą. Na stalowej konstrukcji byłego wycieczkowca KDF widniały trzy rożne ślady po pracy podwodnych palników. Część z nich było w miarę świeżymi śladami. Rosjanie używali tylko jednej metody, a ślady po tych cięciach były to stare ślady. Jednej z technologii z całą pewnością nie posługiwali się, ani Rosjanie, ani Polacy. Domysły każą przypuszczać i wskazują na wizytę któreś z marynarek NATO. Nurkowie z obcego bloku wojskowego mogli dokonać tego skrycie z okrętu podwodnego. Są to tylko nasze hipotezy, które do tej pory nie znalazły potwierdzenia w innych źródłach.
Początek lat siedemdziesiątych, to wybuch popularności wraku w Polsce, za sprawą płetwonurków, amatorów z Trójmiasta, ale o tym, i o innych sekretach w II części artykułu - Wrak "Wilhelma Gustloffa" - część 2"
Przypominamy tylko, że w roku 1994, wrak M/s "Wilhelm Gustloff" został uznany przez Polskę za mogiłę wojenną. W związku z tym zarówno na wraku, jak i w promieniu 500 metrów od niego obowiązuje zakaz nurkowania. W chwili obecnej kwestię tę reguluje Zarządzenie Porządkowe nr 9 Dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni z dnia 23 maja 2006 r. w sprawie zakazu nurkowania na wrakach statków – mogiłach wojennych (Dz.Urz.Woj.Pom.2006.62.1276)
Uwaga !!!
Obecny WYKAZ WRAKÓW STATKÓW OBJĘTYCH ZAKAZEM NURKOWANIA
zalegających na obszarach morskich należących do właściwości terytorialnej
Dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni obejmuje tylko dwa wraki: "Wilhelm Gustloff" i "Goya"
Oficjalna mapa Urzędu Morskiego z zaznaczonymi pozycjami wraków - mogił wojennych ( czarny symbol wraku), które znajdują się w polskiej strefie ekonomicznej Morza Bałtyckiego.
Do tej pory ukazała się artykuły z cyklu - Wrak "Wilhelm Gustloff"
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 1
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 2 „Rekiny atakują”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 3 „Rekiny nurkują”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 4 „Rekiny powracają”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 5 Losy rufowego dzwonu z wraku m/s „Wilhelm Gustloff"
Wyprawa batynautyczna na wrak Wilhelm Gustloff w 1976 roku
PRO szuka „skarbów” na wraku Wilhelm Gustloff
Portal Nurkowa Polska, zwraca się do drogich czytelników i prosi o wszelkie uwagi, nieznane fakty, zdjęcia i relacje dotyczące wraku i nurkowań na M/s "Wilhelm Gustloff" !!!
autor: Paweł Laskowski
Statku, symbolu największej katastrofy morskiej w historii ludzkości, którego wrak spoczywa zaledwie w odległości 20 mil morskich na północ od latarni morskiej Stilo koło Łeby. Gdy transportowiec wypływał z Gdyni w swój ostatni rejs, 30 stycznia 1945 roku, na pokładzie uciekało najprawdopodobniej 10 582 osoby, żołnierze, cywile i ranni. Woda pochłonęła przypuszczalnie 9 343 ludzkie życia, w tym około 5 tysięcy dzieci. Od 2004 roku, kiedy ruszyła Nurkowa Polska, pojawiło się w Internecie tysiące nowych artykułów i zdjęć na temat historii "Wilhelma Gustloffa".
Najmniej rzeczy się ukazało o samym wraku, spoczywającym na piaszczystym dnie w pobliżu Ławicy Słupskiej. Postanowiliśmy przypomnieć i lekko „odkurzyć” archiwalne artykuły o wraku statku i historii jego podwodnych eksploracji. Zapraszamy do lektury i komentarzy.
Fabularyzowany obraz ostaniach godzin i minut byłego wycieczkowca KDF - "Wilhelm Gustloff" w nocy 30 stycznia 1945 roku. Do tragedii statku i jego pasażerów doszło na wysokości Łeby. O godz. 21.16 w okolicę dziobową Gustloffa trafiła pierwsza torpeda, wystrzelona z sowieckiej łodzi podwodnej S-13, dowodzonej przez kapitana Marinesko. Chwilę później druga wbiła się w śródokręcie, a trzecia w maszynownię. Statek tonął 63 minuty.
Miejsce spoczynku W.G. było stosunkowo łatwe do lokalizacji. Okoliczności tragedii nie był tajemnicą, która rozmyła się w natłoku wydarzeń burzliwego 1945 roku. Ogromny rozgłos spowodowała wielka liczba ofiar, a potem setki ciał wyrzucanych na plaże bałtyckie od Ustki do Pilawy, oraz duża akcja ratunkowa, prowadzona z udziałem kilkunastu okrętów i statków, w stosunkowo niedalekiej odległości od Łeby i Ustki. Pierwsza z wielkich strat niemieckiej floty ewakuacyjnej została odnotowana przez gazety w III Rzeszy, Szwecji, ZSSR i angielskie radio BBC.
Pomocą w szybkiej lokalizacji wraku były duże rozmiary leżącego na stosunkowo niewielkiej głębokości w granicach 50 metrów. Storpedowany statek spoczął na dnie w odległości około 1 mili morskiej od podawanego miejsca ataku przez tonącą jednostkę. Przez ponad godzinę, dawny wycieczkowiec, utrzymywał się na powierzchni wzburzonego Bałtyku. Gnany był przez zachodni wiatr o sile 6-7 stopni skali Beauforta. Silnie przechylony na lewą burtę, zawłaszcza w końcowej fazie, powodowało zsuwanie się z pokładu do morza wielu ludzi i elementów wyposażenia. Olbrzym tonął pogrążając się dziobem w odmętach Bałtyku z dużym przechyłem na lewą burtę zadzierając na koniec do góry rufę.
Wycieczkowiec był pierwszą w historii żeglugi na świecie tego typu jednostką, miał pojemność 25484 BRT. Był długi na 208 m, szeroki na 24 m i wysoki 56 m (mierząc od stępki do topu masztu), zanurzenie wynosiło 6,5 m. Wyposażony został w 221 kabin dwuosobowych i 239 czteroosobowych. Mógł płynąć z prędkością ponad 15 węzłów. Statek pasażerski "Wilhelm Gustloff" zbudowano w Hamburgu w 1937 roku. Był flagową jednostką organizacji nazistowskiej Kraft durch Freude (KdF). Wodowanie statku odbyło się z wielką pompą na początku maja 1937 roku. W uroczystości uczestniczył sam Adolf Hitler, miał też na statku swój prywatny apartament z którego nigdy nie skorzystał. Większym wrakiem, spoczywającym w polskiej części Bałtyku, od "Wilhelma Gustloffa", jest tylko niemiecki lotniskowiec "Graf Zeppelin".
Eksplozja trzech torped zawierających w sumie niemal 1 tonę materiału wybuchowego dokonana spustoszenia na dolnych pokładach. Nawet nowoczesna wielka i nie wysłużona jednostka, a także liczne wodoszczelne grodzie, nie dawały przy takich uszkodzeniach cienia szansy na utrzymanie się transportowca na wodzie. Cywilna jednostka nie posiadała żadnej biernej ochrony przed bronią torpedową. Trzy wielkie detonacje zniszczyły konstrukcję statku. Uderzenie o piaszczyste dno dokonało ostatecznej ruiny śródokręcia. Pierwszy z dnem zderzył się dziób wycieczkowa.
Kładąc się na lewą burtę oddzielił się od śródokręcia za II grodzią wodoszczelną, w miejscu uderzenia pierwszej radzieckiej torpedy. Pozostała część, aż do rufy przechyla się też na lewą burtę. Ogromna siła ciśnienia wody sprasowała poprzeczne grodzie i ścianki działowe niczym pustą puszkę po piwie. W "całości" pozostaje rufa, stojąc na dnie na stępce z 30 stopniowym przechyłem na lewą burtę. Blisko 70-metrowy odcinek rufy oraz z krótki fragmentem dziobu, jest jedyną zachowaną częścią "Wilhelma Gustloffa" z nie naruszą strukturą konstrukcji.
Obecnie najwyżej zanurzoną częścią okrętu jest rufowy pokład słoneczny zaczynający się na 31 metrach pod powierzchnia wody i dziobowy fragment sterczący z dna do głębokości około 28 metrów. Do1973 roku był nią tylny maszt, sięgający do głębokości 21 metrów, a który został wysadzony dynamitem.
Głębokość na jakiej zatonął transportowiec oraz zrujnowany kadłub pozwolił wrakowi dotrwać do naszych czasów. Leżąc zbyt głęboko, aby stanowił przeszkodę nawigacyjną i aby łatwo, i bez ogromnych nakładów finansowych, dał się wydobyć. Jako jednostka pływająca, ze względu na tragiczny stan techniczny, nie przedstawiał żadnej wartości. Pozyskanie szczątków jako złomu przewyższało ogromnie wartość ewentualnie pozyskanego surowca.
Takiej kalkulacji nie była w stanie przełknąć nawet socjalistyczna ekonomia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jednak nie dane mu było spoczywać w spokoju. "Wilhelm Gustloff" nie podzielił losu wraków „Goi” i „Steubena”, których miejsca spoczywania w chłodnym i mrocznym Bałtyku, było zagadką na długie dziesięciolecia po II Wojnie Światowej. Wrak pod wodą, przez długie lata, był nadal wysadzany, cięty i rozrywany. Większość z odwiedzających go nurków klasycznych i płetwonurków przyświecał cel grabieży wraku lub majątku jego ostatnich pasażerów. Ogromna mniejszość, nurkująca na miejsce zatonięcia wycieczkowca KDF, zjawiła się tam, aby tylko podziwiać mroczny wielki wrak - największego podwodnego grobowca świata lub przekazać jego obraz innym ludziom nie potrafiącym schodzić pod wodę.
Zgrabna rufa wycieczkowa nadawana kiedyś wrażenie lekkości sylwetce. Pod nią kryły się dwie ponad 5 metrowej średnicy, czteropłatowe śruby napędowe. Obecnie została tylko jedna. Mocno przechylona rufa ukrywa zagrzebaną lewą śrubą napędową w piaszczystym dnie. Przybliżony rozkład głębokości na wraku, naniesiona na szkicu wraku z 1973 roku stworzonego ręką Michała Rybickiego, płetwonurka z gdańskiego klubu "Rekin".
Pierwsi, w parę lat po zatonięciu, dotarli do niego Rosjanie. Choć niektóre źródła, wskazują na polskich nurków klasycznych, jako znalazców wraku. W latach 1948-1951 przez trzy sezony przebywali pod wodą radzieccy nurkowie wojskowi z firmy wydobywczej EPROM. Cel i zakres prowadzonych wtedy prac nadal pozostaje tajemnicą strony Rosyjskiej. Na podstawie śladów na wraku i krążących pogłosek, można obecnie snuć tylko przypuszczenie, co się wtedy działo. Rosjanie, do 1953 roku, faktycznie byli panami polskich wód terytorialnych. Polski Urząd Morski o niczym nie był informowany, a Polskie Ratownictwo Okrętowe dostało od radzieckich władz ściśle wydzieloną listę tylko 30 obiektów do wydobycia (najczęściej jednostki mało wartościowe, stare, nie nadające się do remontu lub bardzo ciężkie do wydobycia). Działania nurków z firmy wydobywczej EPROM były objęte dla Polaków tajemnicą wojskowa. Skutki tych działań podwodnych na wraku są widoczne do dziś. Rosjanie przy penetracji wnętrza statku używali wielu sposobów. Powszechni stosowano metodę saperską przy demontażu burt i ścian wraku. Dynamit był mało precyzyjnym sposobem do torowania sobie drogi do wnętrza kadłuba. Nurkowie klasyczni EPROM-u w rejonie przedniej ładowni wybili dwie dziury o wymiarach cztery na pięć metrów.
Przy okazji dokonano wielu dalszych uszkodzeń konstrukcji. Liczne pozostałości cięć podwodnych świadczą o wielkiej determinacji Rosjan. Ślady przyspawanych wielkich knag i resztki olbrzymich łańcuchów na wraku nasuwają przypuszczenia o próbach zrywania poszycia. Legenda polskich nurków klasycznych Polskiego Ratownictwa Okrętowego(PRO) , Bronisław Sadowy, dodaje do tych działań między innymi - rozprutą kasę pancerna przez radzieckich nurków. Zastanawiające jest, że w okresie gdy trwały wytężone prace wydobywcze, gdzie wiele wraków blokowało jeszcze porty i redy wybrzeża.
Rosjanie zaangażowali tak dużo sił i środków do paroletniej akcji przy leżącym na dużej głębokości wraku "Wilhelma Gustloffa", który nie stanowił żadnego zagrożenia dla ówczesnej żeglugi. Nie wiadomo czego konkretnie szukali i na co liczyli Rosjanie. Na pewno na okręcie były przewożone dokumenty wojskowe, te najbardziej tajne, ewakuowane w pierwszej kolejności w styczniu 1945 roku. Dużo interesujących Rosjan materiałów dotyczący nowoczesnej broni podwodnej, którą przewoził zapewne II UDL (II U-boot Leer Devision) na pokładzie transportowca. Wiele tych z tajemnic zawierał z pewnością M/s "Wilhelm Gustloff". Fakt załadunku i transportu przez wojsko tajemniczych drewnianych skrzyń na pokład transportowca wojskowego był powszechnie znany.
Odbywała się to pod silną eskortą wojskową z zachowaniem dużych środków bezpieczeństwa. Wydano na czas załadunku , pod surową karą, nakaz do zasłonięcia i nie podchodzenia do bulajów przez ewakuowanych cywilów. Z pokładów usunięto wszystkie postronne osoby. Niektórzy wskazują ten fakt, jako dowód, jednej z wielu, hipotez zaginięcia Bursztynowej Komnaty. Są to wszystko tylko domysły i raczej bezpodstawne przypuszczenia. Wiele przekazów wskazuje na to, że nurkowie wojskowi EPROM-u nie gardzili też bagażami i mieniem osobistym ofiar. Ten fakt sugerowali nurkowie Polskiego Ratownictwa Okrętowego, którzy dotarli do wraku dopiero w 10 lat po zatonięciu, a parę lat po radzieckich nurkach z EPROM-u.
W sierpniu 1955 roku, odbyła się druga, udokumentowana polska akcja nurkowa na wraku "Wilhelma Gustloffa". Dokonali tego nurkowie klasyczni Polskiego Ratownictwa Okrętowego ze holownika s/s „Światowid”, dysponującego sprzętem do nurkowań głębokowodnych. Cala akcja była tajna. We wszelkich dokumentach i mapach wrak W.G. figurował pod kryptonimem "Łeba 1". Sprawozdanie z rozpoznania stanu wraku było ścisłe tajnym dokumentem przechowywanym w tajemnicy w Polskim Ratownictwie Okrętowym w Gdyni, przez wiele lat.
Próba otworzenia tajnego szkicu uszkodzeń wraku "Łeba 1" z 18 sierpnia 1955 roku. Powstał na podstawie 10 lub 12 zejść pod wodę nurków klasycznych z PRO. Na uwagę zasługuje zidentyfikowana nazwa statku na rufie. Układ iluminatorów na rufie nie odpowiada rzeczywistości. Zagadkowa była obecność na rufie, umieszczonego na platformie działa przeciwlotniczego. Nikt później z nurkujących, nie natknął się na te działo i brak jest śladów po jego lokalizacji na pokładach rufowych wraku. Mało tez jest prawdopodobne, że był fantazją doświadczonych nurków PRO lub skutkiem narkozy azotowej. Autor angielski, Gordon Williamson w książce "Kriegsmarine Coastal Forces" z 2009 roku, podaje uzbrojenie transportowca wojennego "Wilhelm Gustloff" w 1945 roku w działa przeciwlotnicze: 3 × 105 mm i 8 × 20 mm.
Nurkowie zidentyfikowali wrak. Zrobiono rysunki, pomiary i okazało się, że nie ma możliwości podniesienia wraku ze względu na rozległe uszkodzenia. Polacy, zobaczyli zrujnowane śródokręcie, wyglądające w dużej mierze też za sprawą prac Rosjan - jak wielkie pobojowisko. Odnotowano w stosunku do ilości ofiar prawie kompletny brak śladów ciał i niewiele pozostałości dobytku osobistego pasażerów, co na tak „świeżym” wraku było sprawą nie wytłumaczalną. Po latach w Trójmieście krążyły opowieści ludzi, którzy się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych zetknęli się z rosyjskimi i polskimi nurkami, którzy penetrowali Gustloffa, zaraz po tragedii.
Schodzili do wraku podobno samowolnie, kiedy piasek jeszcze nie przykrył trupów. Uciekinierzy ze statku mieli cenne przedmioty, precjoza, które wieźli ze sobą, najczęściej schowane w woreczkach zawieszonych na szyi. Wielu z pasażerów Gustloffa, to byli bardzo bogaci ludzie. Te opowieści wydają się mało wiarygodne. Nurek klasyczny na pewno nie mógł samowolnie i samodzielnie nurkować, bez statku nurkowego i wiedzy załogi, w ciężkim ekwipunku nurkowym. A tym bardziej nurkować, na takim wraku, bez zgody władz i Marynarki Wojennej. Jednak w każdej legendzie zawsze jest małe ziarnko prawdy...
Chyba jedn z dwóch bulai z wraku "Wilhelma Gustloffa, które znajduje się w zbiorach muzealnych. Wydobyty nielegalnie przez płetwonurków amatorów w 1988 roku, a następie skonfiskowany przez policję i władze Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF). Obecnie jest wyeksponowany w muzeum "Marine-Ehrenmal Laboe" w nadbałtyckim, niemiecki, mieście Laboe. Wiele "fantów" z Gustloffa rozpłynęło się w prywatnych zbiorach. Jedyne oficjalnie wydobyte eksponaty, poza dzwonem-gongiem sygnalizacyjnym, znajdują się obecnie, zgodnie z prawem, w siedzibie Gdańskiego Klubu Płetwonurków "Rekin".
O tym, że dokonano w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, o wiele więcej, niż to się dziś nam wydaje, zorganizowanych akcji nurkowych na wrak. Świadczy rozmowa autora z kolegą - Stanisławem Chomentowski, byłym wiceprzewodniczącym ds. szkoleniowych KDP/CMAS, płetwonurkiem z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jako płetwonurek Polskiej Marynarki Wojennej, parokrotnie nurkował na wraku Wilhelm Gustloffa w ramach działań wojskowy PMW. Potwierdzał fakt „wyczyszczenia" wraku z dobytku uciekinierów i zakresu podwodnych prac Rosjan w latach 1948-1951 z przedsiębiorstwa EPROM.
W rozmowie poruszył ciekawy wątek, zaobserwowany na wraku, przez Stanisława Chomentowskiego i innych jego kolegów - nurków z PMW. Jako zawodowcy posiadali oni dużą widzę, praktyczną i teoretyczną, dotyczącą prac podwodnych, pozwalającą na podstawie śladów po cięciach podwodnych, na zidentyfikowanie różnych technik pracy tą metodą. Na stalowej konstrukcji byłego wycieczkowca KDF widniały trzy rożne ślady po pracy podwodnych palników. Część z nich było w miarę świeżymi śladami. Rosjanie używali tylko jednej metody, a ślady po tych cięciach były to stare ślady. Jednej z technologii z całą pewnością nie posługiwali się, ani Rosjanie, ani Polacy. Domysły każą przypuszczać i wskazują na wizytę któreś z marynarek NATO. Nurkowie z obcego bloku wojskowego mogli dokonać tego skrycie z okrętu podwodnego. Są to tylko nasze hipotezy, które do tej pory nie znalazły potwierdzenia w innych źródłach.
Początek lat siedemdziesiątych, to wybuch popularności wraku w Polsce, za sprawą płetwonurków, amatorów z Trójmiasta, ale o tym, i o innych sekretach w II części artykułu - Wrak "Wilhelma Gustloffa" - część 2"
Przypominamy tylko, że w roku 1994, wrak M/s "Wilhelm Gustloff" został uznany przez Polskę za mogiłę wojenną. W związku z tym zarówno na wraku, jak i w promieniu 500 metrów od niego obowiązuje zakaz nurkowania. W chwili obecnej kwestię tę reguluje Zarządzenie Porządkowe nr 9 Dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni z dnia 23 maja 2006 r. w sprawie zakazu nurkowania na wrakach statków – mogiłach wojennych (Dz.Urz.Woj.Pom.2006.62.1276)
Uwaga !!!
Obecny WYKAZ WRAKÓW STATKÓW OBJĘTYCH ZAKAZEM NURKOWANIA
zalegających na obszarach morskich należących do właściwości terytorialnej
Dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni obejmuje tylko dwa wraki: "Wilhelm Gustloff" i "Goya"
Oficjalna mapa Urzędu Morskiego z zaznaczonymi pozycjami wraków - mogił wojennych ( czarny symbol wraku), które znajdują się w polskiej strefie ekonomicznej Morza Bałtyckiego.
Do tej pory ukazała się artykuły z cyklu - Wrak "Wilhelm Gustloff"
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 1
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 2 „Rekiny atakują”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 3 „Rekiny nurkują”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 4 „Rekiny powracają”
Wrak "Wilhelm Gustloff" - część 5 Losy rufowego dzwonu z wraku m/s „Wilhelm Gustloff"
Wyprawa batynautyczna na wrak Wilhelm Gustloff w 1976 roku
PRO szuka „skarbów” na wraku Wilhelm Gustloff
Portal Nurkowa Polska, zwraca się do drogich czytelników i prosi o wszelkie uwagi, nieznane fakty, zdjęcia i relacje dotyczące wraku i nurkowań na M/s "Wilhelm Gustloff" !!!
autor: Paweł Laskowski